Nie sztuka zostać ojcem, sztuka nim być.
/ E. Korkosz
Ojcostwa nie dziedziczy się w genach. Mam na myśli to, że bycia ojcem trzeba się po prostu nauczyć. W jaki sposób? Oczywiście najbardziej oczywistą metodą nauki jest dorastanie w rodzinie i obserwowanie własnego ojca. To najlepsza szkoła ojcostwa, w której wiedzę przyswajamy w sposób naturalny, bez wysiłku, czerpiąc z obserwacji i przebywania z własnym tatą. Są jednak przynajmniej dwa warunki skuteczności takiej nauki:
- nasz ojciec jest taki, że chcemy go naśladować,
- wychowujemy się w pełnej rodzinie, czyli po prostu mamy na co dzień tatę i mamę.
Niestety, z wielu przyczyn, których nie chcę poruszać w tym wpisie, oba te warunki bywają coraz rzadziej spotykane. Jednak nie musimy być na przegranej pozycji. Ojcostwa można, ba! trzeba się nauczyć, zwłaszcza jeśli sytuacja w naszym domu nie była idealna. Dlaczego? To proste – aby Twoje dzieci miały powyższe warunki do nauki ojcostwa….., aby wywrzeć na nie realny i pozytywny wpływ, a w konsekwencji także na przyszłe pokolenia… Tak, tak. Dobre wzory przenoszą się nawet lepiej niż złe na kolejne pokolenia, więc jest o co walczyć! Brzmi fascynująco? Ambitnie? W takim razie do działa!
Mechanika nauki (czegokolwiek) jest stosunkowo prosta: trzeba ćwiczyć. Tak samo jest z nauką ojcostwa. Należy zdefiniować obszary do ćwiczeń i zacząć praktykować. Z czasem rzeczy, które początkowo są trudne stają się nawykami. Rzeczy które wydają się dziwne czy sztuczne, stają się naturalne. To proste. Jak jazda na rowerze… ;)
Gdybym miał wymienić 10 rzeczy, które każdy ojciec powinien umieć, wymieniłbym poniższe. Z pewnością moja lista nie wyczerpuje ojcowskich kompetencji. Mało tego, jest subiektywna, oparta na moich doświadczeniach i można z nią dyskutować. Choćby w komentarzach poniżej, do czego zachęcam! Chcę jednak pokazać jak można zdobywać ojcowskie kompetencje, na realnych przykładach.
1. Bądź!
To absolutnie niezbędny warunek ojcostwa: zaangażowanie, obecność. Mówi się, że nieobecni nie mają racji. Dokładnie w tym rzecz! Jeśli cię nie ma, to się nie liczysz. Nie masz prawa głosu. A kiedy go zabierasz, jesteś po prostu śmieszny. (Bądź pewien, że z czasem dzieci ci to wytkną.) Być może jesteś ojcem w sensie fizycznym, ale tylko tyle. Sam się wykluczasz.
Jak sprawdzić, czy jestem obecny w życiu mojej rodziny? Bardzo prosto. Zrób pobieżną listę rzeczy, które angażują twój czas w ciągu tygodnia. Oszacuj ile czasu zajmuje ci każda z tych rzeczy? Czy na liście znalazły się twoje dzieci? Twoja żona? Ile czasu im poświęcasz? (Póki co nie pytam jak jakościowy jest to czas…?). Czy to wg Ciebie dużo, czy mało……? Zakładam, że mało…. Statystyki wskazują, że spędzasz z nim łącznie !kilkanaście minut ty-go-dnio-wo!
Teraz zastanów się nad swoimi priorytetami. Jak istotne jest dla ciebie bycie tatą? Czy twoje zaangażowanie czasowe w ciągu tygodnia to odzwierciedla? Oczywiście odpowiesz mi, że przecież praca, przecież zakupy, przecież setki ważnych spraw, przecież czas na rozrywkę, odpoczynek…. Oczywiście, nawet jeśli uznamy, że rodzina jest dla nas najważniejsza, to nie jesteśmy w stanie poświęcać jej najwięcej czasu. Nie o to też chodzi. Ważne jest, aby nasze ojcowskie zaangażowanie było widoczne na liście, a przede wszystkim odczuwalne dla każdego dziecka (i żony!).
Zatem, jak się nauczyć być? Wydaje mi się, że pierwszym krokiem jest decyzja. Przynajmniej w moim przypadku tak było. Postanowiłem bardzo mocno, że będę obecny w życiu moich dzieci. Wbrew pozorom, jest to decyzja bardzo głęboka i należy ją starannie przemyśleć. Choć stwierdzenie: chcę być, zwłaszcza po tym, co napisałem powyżej, wydaje się oczywiste, już mniej oczywiste jest wdrożenie decyzji w życie. Należy bowiem, każde swoje zaangażowanie przepuszczać przez filtr tej decyzji. I nagle pojawiają się kłopoty. Okazuje się, na przykład, że nie każdy rodzaj pracy łatwo jest z tą decyzją pogodzić. Całotygodniowe delegacje, przesiadywanie do późna w biurze, częste lanczyki (można tak napisać?), kolacyjki biznesowe, imprezy firmowe… Trzeba się nieźle nagimnastykować, aby jednocześnie mieć czas dla dzieci. Do tego nasze „przyjemności”: piwko z kolegami, mecz, siłownia, hobby… Na wszytko czasu nie wystarczy. Trzeba wybierać. Jeśli podjąłeś decyzję, będziesz myślał o tym, co jest twoim priorytetem. Czasem potrzeba będzie odwagi i radykalizmu oraz determinacji. Ja sam odrzuciłem kilka propozycji pracy wiążących się z częstymi wyjazdami służbowymi, z długotrwałymi szkoleniami za granicą, w miejscach, gdzie kultura organizacyjna przewiduje nie wychodzenie dopóki szef jest w biurze i każdego dnia najdalej o 17:00 jestem w domu.
Skoro już decyzję mamy za sobą, warto zastanowić się w jaki sposób wdrożyć ją w życie? Otóż, dokładnie tak samo, jak projekt w korpo: bierz kalendarz i planuj czas z rodziną. Poważnie! To nie żart. Postanów, że każdego wieczoru będziesz w domu, żeby wspólnie z rodziną zjeść kolację i zwyczajnie porozmawiać. Że będziesz każdego dnia kąpał małe dzieci. Że będziesz wychodził z dziećmi i psem na spacer. To tylko propozycje. Po prostu znajdź taki moment w waszym rodzinnym harmonogramie, gdzie będziesz obecny. Wpisz to do kalendarza, ustaw przypomnienie i bądź punktualnie! Traktuj to spotkanie tak poważnie, jak poważnie traktujesz swoje sprawy zawodowe. Wyobrażasz sobie godzinne spóźnienie na spotkanie z kontrahentem, czy z prezesem…? Bywa tak, że trzeba ładnie przeprosić uczestników przedłużającej się biznesowej kolacyjki, informując, że jesteś umówiony z synem na czytanie książki, podziękować i wyjść. Zbyt radykalne? To odwróć tę sytuację. Pozwoliłbyś czekać gościom z zagranicy w restauracji ze względu na przedłużającą się wycieczkę rowerową z córką….? Chyba nie…. Dlaczego więc swoje spotkania z rodziną traktujesz mniej poważnie…? Są dla ciebie mniej ważni niż twoi współpracownicy…?
Konkludując:
Jeśli Cię nie ma – zapomnij o ojcostwie. Nie rób z siebie kretyna i wracaj do pracy, przed telewizor, na piwo, do gazety, haratać w gałę lub gdzie tam lubisz sobie chodzić. Jeśli zaś chcesz mieć coś do powiedzenia, musisz aktywnie i z zaangażowaniem spędzać czas ze swoją rodziną. Chwytaj kalendarz i umawiaj się z każdym dzieckiem na spotkanie. Spacer, lody, rower, …. co tylko lubicie i bądź na czas. Jak często? Jak najczęściej – to ty znasz swoje możliwości: raz w tygodniu, raz na miesiąc – mierz siły na zamiary. Byle nie raz w roku… Byle konsekwentnie…. Efekty przerosną twoje najśmielsze oczekiwania.
Na koniec muszę się wytłumaczyć z niekonsekwencji w tytule. Miało być 10 rzeczy, wyszła jedna. Co prawda kluczowa, ale jedna. Wygląda na to, że reszty zmieścić się w tym wpisie nie uda. Mam je jednak wynotowane i obiecuję publikować wkrótce kolejne odsłony mojego skromnego rankingu dziesięciu najważniejszych ojcowskich kompetencji. Zapraszam ponownie.
Krzysztofie, dobry wpis. Życzę wytrwałości w pisaniu!
Good job! Dzięki za przypomnienie o tym co najwazniejsze! Trzymamy kciuki i powodzenia w dalszych cześciach artykułów
Dzięki! Zapraszam wkrótce!