Wymarzone Święta Bożego Narodzenia
Kilka lat temu zorientowaliśmy się, że przestajemy lubić święta Bożego Narodzenia. Jasne, czas świąteczny ma swoje plusy i minusy, ale przecież, gdy przymkniemy oczy i pomyślimy o swojej wymarzonej Gwiazdce, to nie przychodzi nam na myśl horror przedświątecznych zakupów, rodzinnych kłótni, ale raczej ciepło rodzinnych spotkań przy choince, życzliwość, radość, pokój, kolędy,… Gdy wyobrażam sobie „idealne Boże Narodzenie” stają mi przed oczami na przykład obrazy filmu „Gospoda świąteczna” z 1942 roku.
http://www.youtube.com/watch?v=SvfhoWIPoVw
Tymczasem bywa, że (przed)świąteczna rzeczywistość ma się często zupełnie inaczej. Widać to nie tylko na parkingach i w centrach handlowych, ale także w Sensity.pl, gdzie w ostatnich tygodniach ustawia się kolejka par i małżeństw z pytaniem jak przeżyć (czyt. nie pozabijać się) w nadchodzące święta? Stres związany ze świątecznymi przygotowaniami jest tak wielki, że zaczął całkowicie zasłaniać nam ich istotę. Dlatego, kilka lat temu, moja rodzina i ja powiedzieliśmy dość. Uznaliśmy, że nie bierzmy w tym udziału. Nie będziemy walczyć o miejsca na parkingu przed hipermarketem obrzucając się świątecznymi bluzgami. Nie będziemy przepychać się łokciami przy kasach wymieniając świąteczne warknięcia. Nie zamierzamy też udowadniać sąsiadom, że mamy ładniejszą choinkę czy bardziej bogato oświetlony dom. A finalnie, nie piszemy się na pokątne liczenie zysków i strat po rozpakowaniu prezentów, w trakcie wigilii. To nie jest zbiór wartości, które chcemy przekazywać naszym dzieciom. Powiedzieliśmy STOP.
Prezenty są ważne
Nie chcę jednak powiedzieć, że prezenty świąteczne nie są ważne. Absolutnie stanowią istotny element świąt, także w wymiarze symbolicznym! Mają wyrażać miłość wobec osoby obdarowywanej, chęć sprawienia jej radości. Nawiązują do radości z narodzin Jezusa. Nie chcieliśmy z nich rezygnować. Zaczęliśmy zatem zastanawiać się, co zrobić, aby wilk był syty i owca cała. Rozwiązanie okazało się dość proste.
Wielokrotnie na tym blogu stawiałem tezę, że okazywanie miłości nierozłącznie wiąże się z poświęcaniem czasu, z zaangażowaniem. Wychodząc z tego założenia uznaliśmy, że kupowanie sweterka z reniferem, skarpet czy innych „legendarnych” upominków na ostatnią chwilę, nie realizuje celu, jaki mają mieć bożonarodzeniowe prezenty. Dla nas jest zaś mordęgą i powoduje niepotrzebne nerwy. Próbowaliśmy robić też zakupy dużo wcześniej i po głębokim przemyśleniu potrzeb obdarowywanych. Po podsumowaniu wydatków, które co prawda rozłożyły się na 2-3 miesiące, ale jednak wyniosły kilka tysięcy złotych (mamy dość liczną rodzinę), uznaliśmy, że był to pierwszy i ostatni raz. Dodatkowo ani pierwszy, ani drugi sposób nie realizuje naszych celów pedagogicznych – nie pokazuje dzieciom dlaczego dajemy prezenty?
Zmieniamy zasady, przywracamy Boże Narodzenie
Skoro napisałem, że miłość to czas i zaangażowanie, a jednocześnie chcemy uczyć tego dzieci, musieliśmy znaleźć inny sposób na bożonarodzeniowe upominki. Rozwiązaniem okazały się prezenty przygotowywane przez nas osobiście. Internet pełen jest pomysłów na własnoręcznie wykonywane prezenty, a ich zalety można długo wymieniać. Okazało się , że realizują one nasze cele z dużo większym powodzeniem, niż moglibyśmy początkowo przypuszczać:
- Nie produkujemy prezentów seriami, ale każdy dostaje unikalny upominek – miłość, indywidualne podejście,
- Prezenty przygotowujemy przy maksymalnym zaangażowaniu dzieci, spędzając z nimi czas (zamiast biegać po marketach siadamy razem przy stole) – atmosfera świąt, wspólny czas, dzieci mają poczucie uczestniczenia w przygotowaniach,
- Po kilku latach nasze prezenty stały się wyczekiwane przez obdarowywanych – radość obdarowanych, docenienie starań (nieprawda, że prezenty własnej produkcji nie cieszą!),
- Nie ma zwrotów i odsprzedawania nietrafionych prezentów na Allegro – dzieci widzą, że dziadkowie traktują ich prezenty jak największy skarb (cały rok są eksponowane) i czują, że sprawiły komuś radość.
Oczywiście, ręczenie przygotowywane prezenty otrzymują przede wszystkim dorośli. Dzieci otrzymują pod choinkę także zabawki – takie ich prawo. :) Jednak bezsprzeczne jest to, że cieszą się tak samo dając jak i otrzymując upominki (a niektóre nawet bardziej dając). A czy nie o dawanie właśnie chodzi podczas Świąt Bożego Narodzenia!? Czy nie dawaniem jest Miłość?
Przetestowane przez nas pomysły
Na koniec kilka pomysłów, które przez kilka ostatnich lat przetestowaliśmy:
- aniołki z masy solnej – ulepione i pomalowane wspólnie z dziećmi,
- pierniki – pieczone i malowane lukrem wspólnie z dziećmi,
- kalendarze ze zdjęciami – to nasz hit. W dobie cyfrowych zdjęć chowanych na Dropboxach i dyskach komputerów, dziadkowie szaleją na punkcie spersonalizowanych kalendarzy pełnych zdjęć dzieci i wnuków. U nas stały się obowiązkowym prezentem pod choinkę.
Jeśli Twoja rodzina ma własne doświadczenia i pomysły na przywracanie świątecznej atmosfery i sensu Bożego Narodzenia, podziel się nimi koniecznie w komentarzu poniżej! :)